wtorek, 29 marca 2011

0;

nie wiem jak to wyrazić i nie wiem czy jest w ogóle sens w próbowaniu. mam w sobie tęsknotę ukierunkowaną tylko na paryz. i im blizej wizja mnie tam, w tym miejscu, się znajduje, tym bardziej boli mnie serce. z praktycznego punktu widzenia objawia się to tak: najpierw pojawia się dziwne uczucie w mojej przeponie, rozszerzające się na klatkę piersiową i zołądek, jakby coś rozciągało się we mnie, zarazem nieskończenie lekkie i z ołowiu. i puchate. łapie mnie za gardło i powoduje zawroty głowy i nogi mi miękną a ręce drzą. i nie umiem tego opanować i chce mi się płakać, a to wszystko z radości. ta radość jest taka, że aż boli. że aż nie mogę uwierzyć. a jednak wywołuje strach, że to ostatni raz,że nigdy więcej albo w ogóle nie, że nie wyjdzie i się nie uda. i zaraz dochodzi zal, głęboki zal który ściska mnie jak kleszcze, dlaczego nie tam, dlaczego musiałam urodzić się właśnie tutaj chociaż wiem, że mogło być przecież znacznie gorzej. ja rozumiem, kochać w tę sposób jakąś osobę. ja pojmuję tę trudną miłość, ktoś Cię opuszcza a Ty się go chwytasz desperacko bo inaczej nie możesz. ale nie miejsce, na miłość boską, to irracjonalne. coraz częściej marzy mi się przeciętność, która nie wiązałaby się z lękiem i tęsknotą i pragnieniem i przerażeniem, które juz nie jest zwykłym strachem, tylko czymś takim, takim paraliżującym. budzę się z płaczem i to nie zdarza się raz czy dwa, teraz codziennie, od rana do nocy strach strach strach. strach przed odpowiedzialnością, przed przyszłością, przed wszystkim co może nie wyjść.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Cześć,
nie jestem dobra w powitaniach. Nigdy nie wiem co powiedzieć.
W zasadzie rzadko kiedy wiem co powiedzieć.
Cześć. Na imię mi Natalia.